fot. Piotr Kaczmarek fot. Piotr Kaczmarek

"Cieszę się, że tak ta moja kariera się potoczyła. To może niespotykane w koszykówce, czy nawet całym polskim sporcie, że wychowanka całą swoją długą karierę spędziła w jednym klubie. Od początku swojej przygody ze sportem byłam, jestem i chyba będę związana z gorzowskim klubem" - mówi Katarzyna Dźwigalska, która oficjalnie zakończyła sportową karierę. 


Piotr Kaczmarek: Czy to już Twój definitywny koniec kariery jako zawodowej koszykówki? Co zadecydowało, że podjęłaś taką decyzję?


Katarzyna Dźwigalska: To mój definitywny koniec przygody z koszykówką, jako zawodowego sportowca i zawodowej koszykarki. Na parkiecie już się nie pojawię w roli zawodniczki, ale z koszykówką myślę, nie kończę swojej przygody. To nie była łatwa decyzja, długo o tym myślałam i zadecydowała głowa. Serce by chciało, rozum podpowiadał, że to jest może ten czas, by skończyć, póki to zdrowie jest. Skończyłam karierę w pełnym zdrowiu, bo chciałam zakończyć karierę bez żadnej kontuzji, która mogła się przypałętać na sam koniec. Drugą ważną sprawą była rodzina. Dzieci rosną bardzo szybko, tak jak ten czas nam bardzo szybko mija. Tyle rozegranych sezonów, dzieci chodziły na te spotkania, to jest dużo poświęceń całej rodziny. Męża, dzieci, dziadków, rodziców. Z każdym sezonem to się powtarzało, im głębiej w sezon, tym dzieciom było coraz trudniej. Najwyższy czas jest poświecić się i oddać bardziej rodzinie.

 

Z tyłu głowy nie ma gdzieś smutku, że ostatni sezon zakończony bez medalu, a kariera bogata w sukcesy, ale jednak zakończona bez tego upragnionego złota?

 

Już w zeszłym roku myślałam, czy nie zakończyć kariery z medalem, bo wtedy wywalczyliśmy III miejsce w EBLK. Tak byłoby myślę lepiej i przyjemniej, ale ten ostatni sezon też nie był zły. Osiągnęłam w swojej karierze dużo i praktycznie wszystko w Gorzowie, co można było zdobyć. Brakuje mi tylko tego złota w seniorskiej koszykówce. Czy ten nowy sezon, by mi ten złoty medal zagwarantował? Tego nie wiemy. Życzę drużynie, by to złoto zdobyli, ale żadnej gwarancji nie ma. Dużo medali, awanse, Euroliga, EuroCup, reprezentacja Polski – naprawdę uważam, że osiągnęłam dużo i z tego jestem dumna i zadowolona.

 

 

Co dała koszykówka i sport w Twoim życiu?

 

Sport buduje charakter. Buduje człowieka i poznajemy siebie w trudnych momentach, momentach sukcesów i porażek, które są w naszym życiu. W sporcie jest rygor, dostosowanie się do zasad, jesteśmy zespołem i pracujemy wspólnie na sukces. W trakcie kariery dużo wyjazdów, poznawanie nowych osób i miejsce, ale cieszę się, że w tym okresie moich studiów, gdzie mieliśmy dużo wyjazdów na Euroligę, to udało mi się te studia skończyć. To jest ważne, by nie skupiać się podczas kariery tylko na piłce i graniu, ale też już myśleć o swojej przyszłości. Sport jest okrutny i już nie raz to pokazał. Teraz mam takie możliwości, bo skończyłam studia, mam doświadczenie z kariery zawodnika, ale też odpowiednie szkolenia, by być trenerem. Praca w szkole podjęta kilka lat temu też pozwoliła mi łatwej przejść na tą sportową emeryturę. Praca jest, życie jest ułożone i można spokojnie myśleć o swojej przyszłości. Kończę karierę zawodnika i nie zostaję bez niczego. Mam ten punkt zaczepienia i tu też duże ukłony i podziękowania dla Pani Dyrektor szkoły w Kłodawie, że przez te ostatnie sezony jak grałam i pracowała, sprawną organizacją umożliwiała mi to. Cieszę się, że to życie jest tak ułożone, że zakończenia zawodowej przygody z koszykówką nie odczuję.


Plany na przyszłość z koszykówką są już ukierunkowane? Katarzyna Dźwigalska w roli trenera?


Na tę chwilę plany na przyszłość są takie i taki był punkt wyjścia w podjęciu decyzji o zakończeniu kariery – rodzina, dzieci, dom. Myślała, mam plan w głowie, chciałam wystartować z grupą młodzieżową, ale na ten moment czuję, że potrzebuję odpocząć. Przerwa, poświecenie się dzieciom, pomyśleć też o sobie i po prostu dużo odpocząć, bo te lata kariery zabrały dużo czasu i energii. Teraz to jest najważniejsze, a jak przyjdzie taki moment, że zatęsknię za koszykówką i będę wiedziała, że to jest ten moment, to w tej koszykówce będę. Czy w klubie, czy z własnymi pomysłami to jeszcze zobaczmy. Są różne propozycje, różne możliwości. Z trenerem Maciejewskim i klubem będziemy szukać tego najlepszego rozwiązania.

 

 

Mówisz dużo o dzieciach, jest córeczka, która teraz tu biega po ogrodzie, a z tyłu widzimy kosz. Córka pójdzie w ślady mamy, czy na razie nie wywierasz na niej presji sportowca?

 

Nie ma żadnej presji na dzieciach. Śmieję się, że nie będę jeździć na treningi, ale będę wozić dzieci na zajęcia dodatkowe. Kładę nacisk na to, żeby dzieci aktywność fizyczną miały. Ruch i zabawa, bez nacisków na dyscyplinę, same zdecydują.  Czy to będzie koszykówka? Zobaczymy.

 
Podsumowując te lata w Gorzowie, który zespół wspominasz najlepiej? Drużyna, która zapadnie najbardziej w pamięci, gdy będziesz wspominać swoją karierę?

 

Tyle sezonów, tyle lat grania, tyle zespołów i już te zawodniczki mi się mieszają – kto, kiedy grał i w którym sezonie. Myślę, że sportowo sezon w którym mogłyśmy zdobyć złoto, to był sezon 2009/2010 z Ludmiłą Sapową w składzie. Zespół grający w Eurolidze, gdzie w finałach Luda złamała staw skokowy i wszystko w nas pękło. Była jeszcze ta przerwa w kwietniu 2010 i długo czekałyśmy, kiedy zagramy. Sportowo to była drużyna, która naprawę miała duże szanse na mistrzostwo Polski, ale niestety nie udało się. Jeżeli chodzi o atmosferę w szatni, to najbardziej będę wspominała zespół z Pauliną Misiek, Stephanie Talbot, Nicole Seekamp i Courtney Hurt. To był wesoły zespół i z naprawę fajną atmosferą w szatni, a to było widać na boisku. Sportowo nie udało nam się awansować do półfinału, ale te mecze ćwierćfinałowe z zespołem z Polkowic dostarczyły nam mnóstwo emocji. Na pewno w pamięci zostaną też te pierwsze sezony, gdzie to wszystko się zaczynało, gdzie ten zespół miał dużo Polek w składzie, które były ważnymi graczami na boisku. Byliśmy bardzo blisko, bo kilka sezonów grałyśmy w praktycznie niezmienionym składzie.

Cała kariera w jednym klubie, to dość niespotykane w erze zawodowego sportu. Nie żałujesz, że nie spróbowałaś swoich sił za granicą, w innych klubach w Polsce?


Nie mam takich myśli i niczego w swojej karierze nie żałuję. Nie raz życie pokazywało, że dziewczyny opuszczały Gorzów i później wracały do klubu lub chciały wracać, bo ich kariera nie poszła do przodu. W sporcie nie jest tak, że na siłę trzeba szukać czegoś innego i jakiś przygód. Ja jestem z Gorzowa, tu się urodziłam, tu się wychowałam. Jestem wychowanką gorzowskiego klubu i jestem z tego dumna. Nie musiałam na siłę szukać klubu w Polsce, bo miałam klub w swoim rodzinnym mieście, który zdobył 7 medali mistrzostw Polski, grał w Eurolidze, a teraz gra w EuroCup. Zawsze powtarzam, że tą szansę dostałam jak byłam młoda. Przyszedł trener Maciejewski i na mnie postawił. Byłam pierwszą rozgrywającą, dostałam swoje minuty i miałam szansę na rozwój sportowy. Rozwijał się też klub, był awans i gra o co raz wyższe cele. Wyzwań i przygód nie musiałam szukać, bo wszystko miałam w Gorzowie. Później przyszedł ślub, rodzina, dzieci i już było wiadome, że zostanę w Gorzowie do końca swojej kariery.

 

Kończysz karierę i śmiało można powiedzieć, że jesteś legendą gorzowskiego klubu. Jak się z tym czujesz?

 

Cieszę się, że tak ta moja kariera się potoczyła. To może niespotykane w koszykówce, czy nawet całym polskim sporcie, że wychowanka całą swoją długą karierę spędziła w jednym klubie. Od początku swojej przygody ze sportem byłam, jestem i chyba będę związana z gorzowskim klubem. Dla mnie to miłe uczucie, że kibicie mnie tak odbierają. Byłam przez wiele sezonów kapitanem tego zespołu, w tych momentach sukcesów, ale też w sezonach dla nas słabszych. Tu się urodziłam, wychowałam i tu chciałam grać i teraz mogę być z tego tylko dumna.

 

 

Mówiłaś też o zdrowiu i ja sobie nie przypominam, żeby Katarzyna Dźwigalska w swojej karierze miała poważna kontuzję. Jak to się robi? 20 lat profesjonalnego grania w koszykówkę i żadnego poważniejszego urazu.

 

Moja mama cały czas powtarza, że od najmłodszych lat jadłam zupę grochową i mam twarde i mocne kości. Tak na poważnie to nie wiem (śmiech). Tak po prostu może mi było dane. Był taki moment w mojej karierze, gdzie ostatnio wspominaliśmy sobie to z trenerem Maciejewskim, że na badaniach na zgrupowaniu reprezentacji Polski dostałam całkowitą niezdolność do gry. Była to wykryta wada kręgosłupa, już sadzano mnie na wózek, mówiono, że nie będę mieć dzieci, że mam zakończyć karierę, a to, że studiuję na AWF to już parodia, bo ja ze sportem nie będę miała nic wspólnego. Dzięki trenerowi i gorzowskim lekarzom udało się sprawę tak potoczyć, że dograłam kolejnych naście lat i mam dwójkę zdrowych dzieci. Jestem zdrowa i nie miałam większych kontuzji. Cały czas tu w klubie ciężko pracowaliśmy, by to zdrowie było. Przygotowanie motoryczne, przygotowanie siłowe, do tego jakiś prawidłowy tryb życia sportowca i udało się do końca kariery dotrwać w zdrowiu. Ostatnio sobie z jednym sportowcem rozmawiałam i powiedziałam, że trzeba karierę zakończyć w momencie kiedy jest się w stanie o własnych siłach z tego parkietu zejść, bo życie pisze różne scenariusze. To z tego powodu też moja decyzja, że to jest już ten czas, by powiedzieć koniec i dobrze się z tą decyzją czuję.

 

Z Twojego doświadczenia jaka jest teraz przyszłość przed tą gorzowską i polską koszykówką? Już teraz w roli eksperta na emeryturze – co trzeba zrobić, by było lepiej?

 

Mamy w polskiej lidze przepis o zawodniczce U23 i może to jest szansa, że za kilka lat ta reprezentacja będzie grała lepiej. Te młode zawodniczki może jeszcze nie stanowią o sile zespołu, ale są jego ważną częścią. Nie mówimy od razu o medalach, ale o udziale reprezentacji Polski w mistrzostwach Europy. Pracując w szkole każdego dnia mierzę się z tym jaka jest ta dzisiejsza młodzież. To są inne pokolenia, są inne charaktery, inne osoby. To widać też po koszykarkach młodego pokolenia, to jest inny styl życia. Patrząc jako zawodniczka na przestrzeni tych kilkunastu lat wiele się zmieniło w podejściu do sportu. Ja może nie do końca ich podejście rozumiem, to jest taka zmiana pokoleniowa. Mi przez myśl niektóre zachowania, by nawet nie przeszły. To nie jest tak, że z tymi młodymi zawodniczkami się nie dogadywałam. Trenowałyśmy razem, miałyśmy wspólny sportowy cel. Nie chciałam z tym walczyć i ich zmieniać, bo tak będzie lepiej. Ja się rodziłam w latach 80-tych, one w latach 2000. To jest inna bajka, inne czasy i z tego bierze się inne podejście do życia zawodowego sportowca. To też widać po dzieciach w szkole, że ciężko je zachęcić do tego, by dały z siebie więcej, pokazały charakter i walczyły. Ja wielkim talentem nie byłem, do klasy sportowej trafiłam trochę przez przypadek, ale właśnie tym charakterem i chęcią do pracy mogłam zdobyć te siedem medali seniorskich mistrzostw Polski i zagrać w reprezentacji Polski.

 

 

Droga sportowa długa, kariera bogata w sukcesy, wiele osób Tobie w niej towarzyszyło. Wiadomo, wszystkim nie zdołamy tu podziękować, ale komu byś chciała szczególnie podziękować?

 

Zacznę od rodziców, bo gdyby nie oni, to ta przygoda z koszykówką by się nie zaczęła. Dzięki rodzicom trafiłam do SP 13 do klasy sportowej i od zabawy zaczęła się przygoda z basketem u trenera Janusza Wierzbickiego, który był moim pierwszym trenerem. Na obozy też jeździłam z Panią Iwoną Pietrasiak, której też dziękuję za te treningi i wskazówki. Pamiętam łatwo nie było, że ja chciałam jakoś bardzo, bo był też płacz i łzy, że już nie chcę grać. Rodzice tak mnie pokierowali, że mi się zachciało być profesjonalną koszykarką i przy pierwszych sukcesach ta chęć do pracy była coraz większa.

Później do Gorzowa przyszedł trener Dariusz Maciejewski, z którym do dzisiaj, przez całą swoją karierę współpracowałam. Były sukcesy, były porażki, przezywaliśmy to wspólnie i razem tak jak klub, rozwijaliśmy siebie i graliśmy o najwyższe cele dla Gorzowa. Tu duże ukłony i podziękowanie dla trenera, bo dał mi szansę. Uwierzył we mnie i dostawałam te minuty w I i II lidze, co pozwoliło mi na rozwój. Później dołączył do nas trener Robert Pieczyrak, któremu też dziękuję za te lata współpracy, nie tylko tej sportowej na boisku, ale tez organizacyjnej przy zespole.

Podziękowania również dla wszystkich trenerów przygotowania motorycznego, lekarzy, masażystów i wszystkich którzy dbali o nasza zdrowie. Tu trener Jurek Chmielnicki, z którym dużo czasu spędziliśmy, też w trudnym dla mnie okresie z tymi plecami. Pracowaliśmy ciężko, bym była zdrowa, mam to w głowie co mi mówił z 10 lat temu – kariera zawodowego sportowca się kończy, ale trenowanie się nie kończy nigdy, bo trzeba dbać o swoje zdrowie. Ostatnio pracowaliśmy z chłopakami z CF1 – Marcin Filipiak, Wojtek Prokopowicz i dla nich też duże podziękowania za zaangażowanie i pracę.

 

 

Godziny pracy u fizjoterapeutów, dzięki ich pracy ta moja kariera mogła trwać tak długo w zdrowiu. Robert Brałko, Radosław Kownacki, później młodych chłopaków Łukasz, Bartek – dziękuję Wam za poświęcony czas. Nasi lekarze doktor Łoś, Kapica, Dziobiak – dziękuje za mniejszą lub większa pomoc w trakcie mojej kariery. Dziękuję wszystkim działaczom w klubie, sponsorom, bo nasza rodzina sponsorów jest bardzo duża i dzięki ich wsparciu możemy mieć w Gorzowie zawodowy zespół. Wszystkim sponsorom chciałabym podziękować, bo również mi w różnych momentach życia pomagali.

 

Wielkie podziękowania dla całej rodziny, bo wspierali mnie przez całą karierę. Rodzice, siostra, świętej pamięci dziadek i moja babcia Danusia, która wszystkie mecze słuchała i powiedziała ostatnio – trudno Kasia grać nie będziesz, ale będę kibicować i słuchać dalej radiowych relacji. Z biegiem czasu moja rodzina się powiększyła, wyszłam za mąż i tu dla mojego męża ukłony i podziękowania za wsparcie, motywację i wiarę w moje umiejętności. W późniejszym czasie, gdy pojawiły się nasze dzieci, to właśnie on w większej mierze przejął tą opiekę i wychowanie dzieci. Wyjazdy na mecze, obozy, treningi to wszystko pochłania dużo czasu. To wiele godzin i problemów w wychowaniu dzieci i nie lada wyczyn, a mój mąż z tym sobie poradził doskonale. Podziękowania też dla teściów, bo pomagali zawsze kiedy ich potrzebowaliśmy i zajmowali się dziećmi i kibicowali.

 

Na koniec zostali nasi kibicie! Im też należą się słowa dziękuję. Przez te wszystkie lata w naszej hali grało się fantastycznie i do czasów koronawirusa nasza hala najtrudniejszym terenem w polskiej lidze, gdzie naszym rywalom grało się najtrudniej, a nas ten doping uskrzydlał. Dziękuję za ten doping, za wiarę, za krytykę, bo to też jest element sportu i trzeba go przyjąć na klatę. To motywuje do dalszego działania, nigdy nie wchodziłam w polemikę z kibicami , dlaczego tak gram, co robię, bo nie mam takiego obowiązku. Wszystkim kibicom za te lata dziękuję, bo są tacy fani gorzowskiej koszykówki, którzy przeżyli ze mną całą karierę. Wielkie słowa dziękuję za wszystko.

Designed with by jakubskowronski.com